Proces w sprawie trucia ptaków i zwierząt
Oskarżony jest urzędnikiem w urzędzie miejskim w Drohiczynie. W okresie, którego dotyczą zarzuty, pełnił tam funkcję inspektora ds. ochrony środowiska.
Zarzucono mu niedopełnienie obowiązków służbowych w związku ze zgłaszanym przez mieszkańców masowym truciem zwierząt, jak też związanych z ujawnieniem rannych zwierząt objętych ochroną gatunkową. Nadto składanie fałszywych zeznań, co w konsekwencji doprowadziło do udaremnienia postępowania karnego, a także podżeganie innych osób do uśmiercania zwierząt.
Zarzuty związane są z kilkuletnim śledztwem zapoczątkowanym w 2020 r. przez Prokuraturę Rejonową w Siemiatyczach, a po kilku miesiącach przejętym przez białostocką prokuraturę okręgową.
Wcześniej prokuratura informowała, że chodzi o niedopełnienie obowiązków i o podżeganie do popełnienia przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt (miało chodzić o zabicie wilka). Niedopełnienie obowiązków miało być związane z przypadkami odnalezienia rannych ptaków chronionych i niepodjęciem wymaganych prawem działań. Zarzut kolejny dotyczył składania fałszywych zeznań i utrudniania postępowania związanego ze znalezieniem w Bugu zastrzelonego rysia.
59-letni oskarżony w śledztwie nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale złożył wyjaśnienia.
W środę przed Sądem Rejonowym w Siemiatyczach również się nie przyznał, odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania stron. Oskarżycielami posiłkowymi w sprawie są osoby, których psy zostały śmiertelnie otrute.
W śledztwie oskarżony mówił m.in., że jeśli rzeczywiście padły słowa, które mogły być odebrane jako podżeganie do zabicia wilka, to były to jedynie żarty, dowcipy lub „w formie sprawdzenia, co myśliwy powie na ten temat”.
– Nie ma takiej opcji, żeby ktoś do mnie zadzwonił, a ja bym odmówił pomocy rannemu ptakowi – tak mówił o kolejnym zarzucie.
Zapewniał, że zajmował się tym w ramach obowiązków służbowych, gmina ma na ten cel pieniądze i podpisaną umowę z weterynarzem. Przyznał, że dostał zawiadomienie o znalezieniu kawałków – prawdopodobnie słoniny – po zjedzeniu których śmiertelnie zatruł się pies osób zawiadamiających.
Mówił, że ustawił tam fotopułapkę, ale nie było żadnego zapisu. Wyjaśniał też wtedy, że urząd w Drohiczynie nie ma pieniędzy ani możliwości prawnych, by dokonać badań takiego znaleziska, by potwierdzić zawartość substancji trującej.
Oskarżycielami posiłkowymi jest para, której pies został wiosną 2020 r. śmiertelnie otruty po zjedzeniu podczas spaceru czegoś zawierającego toksyczną substancję (badania wykazały, że był to karbofuran). Okazało się, że rok wcześniej w podobnych okolicznościach otruty został pierwszy pies tych samych właścicieli.
Zarzucają oni oskarżonemu, że nie zajął się sprawą, zbagatelizował ją mimo zgłoszenia. Zeznający w środę przed sądem oskarżyciel posiłkowy mówił, że w urzędzie w Drohiczynie rozmawiał z obecnym oskarżonym. Z tej rozmowy wynikało – jak zeznawał – że urząd wie o przypadkach trucia zwierząt i próbuje ustalić, kto to robi, ale bez zawiadamiania policji.
– Usilnie prosiliśmy urzędnika, żeby się tym zajął. Odpowiedzi były zdawkowe, wyślizgiwał się jak mydło. Ta trucizna była na terenie miasta, tam chodzą ludzie, dla nas był to fakt przerażający – mówił.
Wtedy zdecydował się złożyć zawiadomienie do prokuratury nie tylko o przypadkach trucia zwierząt i ptaków, ale też o postawie urzędnika.
– Ja zaufałem i poczułem się oszukany, że ktoś mnie po prostu okłamał – powiedział.
Zwracając się do oskarżonego mówił, że nic do niego nie ma osobiście, ale wyznaje zasady, że „osoba zaufania publicznego nie może tak postępować”. – Dla mnie to jest karygodne – zakończył.
Zanim doszło do odczytania aktu oskarżenia i rozpoczęcia procesu, siemiatycki sąd oddalił wniosek obrońcy o umorzenie postępowania. Obrona stoi na stanowisku, że – co do części zarzutów – brak jest faktycznych podstaw oskarżenia, a co do pozostałych – to również jej ocena – jest znikoma społeczna szkodliwość czynów zarzucanych urzędnikowi.
Na kolejnych rozprawach przesłuchiwani będą świadkowie. (PAP)
rof/ joz/
