Ponad pięć lat więzienia za przemoc domową zakończoną śmiercią
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura chciała w tym procesie kary 14 lat więzienia za zabójstwo i znęcanie się. Obrona wnioskowała o uniewinnienie. Sąd zmienił kwalifikację prawną głównego zarzutu w tej sprawie; uznał, że nie można mówić o zabójstwie, a o spowodowaniu tak poważnych obrażeń, że doszło do zgonu.
Do zbrodni doszło we wrześniu 2021 roku w jednej ze wsi w podlaskiej gminie Narew. Śledczy zarzucili 68-latkowi, że - przewidując możliwość pozbawienia życia i godząc się na to - pobił dotkliwie żonę (uderzał ją m.in. w głowę) i zadał jej cios nożem w plecy, do doprowadziło do krwotoku wewnętrznego i zgonu.
Po zatrzymaniu i postawieniu zarzutów prokuratura wystąpiła o areszt ówczesnego podejrzanego, ale sąd uznał, że stosowanie tego środka nie jest konieczne. Wziął pod uwagę stan zdrowia mężczyzny, który ma m.in. trudności z poruszaniem się, chodzi o kuli.
W piątek, po półrocznym procesie, oskarżony został skazany na pięć lat i miesiąc więzienia - to kara łączna za spowodowanie obrażeń skutkujących śmiercią żony oraz znęcanie się psychiczne i fizyczne nad nią w latach 2019-2021. Sąd uznał, że sprawca miał ograniczoną w znacznym stopniu zdolność kierowania swoim postępowaniem. Karę więzienia mężczyzna ma odbywać w systemie terapeutycznym stosowanym wobec osób uzależnionych od alkoholu.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sąd zwrócił uwagę, że sprawa dotyczyła przemocy domowej i konfliktów małżeńskich osób, które nie stroniły od alkoholu. Do tego kobieta miała poważne problemy psychiczne, które zaczęły się pogłębiać w 2019 roku; sąd przyjął, że właśnie wtedy relacje małżonków znacznie się pogorszyły, awantury były coraz poważniejsze a zachowanie mężczyzny nabrało cech znęcania się.
Do sytuacji przyczyniło się nadużywanie alkoholu, również przez kobietę. Sąd odwoływał się do zeznań świadków, m.in. sprzedawczyni handlu obwoźnego czy sołtysa wsi, którzy widywali pobitą żonę oskarżonego, choć ta nigdy nie powiedziała, że sprawcą był jej mąż.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Marzenna Roleder przyznała, że w dniu, w którym doszło do tragedii, oboje małżonkowie byli pijani; pogotowie ratunkowe i policję wezwał oskarżony. Do zbrodni się nie przyznał, twierdził, że wyszedł z domu, a gdy wrócił, znalazł zwłoki żony. Okazało się, że śmiertelny był cios nożem.
Nóż znaleziono na miejscu; oskarżony twierdził, że jedynie go podniósł z ziemi i położył na stole. Biorąc pod uwagę niepełnosprawność 68-latka i jego linię obrony, biegli dodatkowo badali, czy mógłby on - biorąc pod uwagę jego problemy z poruszaniem się i niesprawność w tamtym czasie prawej ręki - zadać śmiertelny cios.
Rozpatrywano też wersję, czy kobieta mogłaby sama zadać sobie takie obrażenia nożem; w opinii z sekcji zwłok lekarze bowiem takiej wersji nie wykluczyli. Mężczyzna mówił też, że w przeszłości jego żona podejmowała próby samobójcze.
Jak uzasadniała sędzia Roleder, biorąc pod uwagę m.in. to, jak głęboka była rana (chodziło też o siłę ciosu) i sytuację między małżonkami sąd przyjął, że tragicznego dnia była kolejna awantura między nimi (pod wpływem alkoholu) i doszło do zadania kobiecie ciosu nożem, którego następstwa były śmiertelne.
Sąd okręgowy uznał, że zebrane dowody nie pozwalają przyjąć jednak zamiaru zabójstwa; w jego ocenie brak było motywu takiego działania. stąd zmiana kwalifikacji prawnej. Sąd zwracał uwagę, że "żona była oskarżonemu bardzo potrzebna do życia". To ona bowiem zajmowała się zarówno opieką nad niesprawnym fizycznie, niepracującym mężem, jak i domowymi obowiązkami, nawet takimi jak rąbanie drewna.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ jann/