Proces oskarżonego o znęcanie się nad psem; w pierwszej instancji wyrok skazujący
Prokuratura chce utrzymania wyroku. Swoje orzeczenie sąd odwoławczy ma ogłosić w przyszłym tygodniu.
38-letni mężczyzna mieszka w okolicach podbiałostockich Łap, hoduje krowy. Wycieńczonego psa w typie owczarka niemieckiego w czerwcu 2021 roku zauważyła lekarka, która niedaleko tej posesji ma przychodnię; zawiadomiła weterynarza i wolontariuszkę zajmującą się pomocą bezdomnym zwierzętom. Ostatecznie zwierzę zostało interwencyjnie odebrane, a po przeprowadzonym śledztwie sprawa z zarzutami znęcania się nad tym psem trafiła do sądu.
W postępowaniu w pierwszej instancji świadkowie opisywali, w jak złym stanie zdrowia i skrajnym zaniedbaniu był pies. Okazało się, że spał w oborze, był źle odżywiany i nie leczony. Sąd Rejonowy w Białymstoku w marcu bu. roku skazał oskarżonego na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata, ma on też zapłacić 4 tys. zł nawiązki na rzecz białostockiego schroniska dla zwierząt.
Oskarżony sam napisał i złożył apelację; poprosił w niej o uchylenie wyroku, na piątkowej rozprawie sprecyzował, że chodzi mu o uniewinnienie. W jego ocenie sąd pierwszej instancji wziął pod uwagę jedynie dowody, zwłaszcza zeznania świadków, które go obciążały. Zaprzeczał, by pies był w złej kondycji i wymagał szybkiej interwencji weterynaryjnej; napisał w apelacji, że zwierzę było łagodne i chodziło luzem po posesji, miało stały dostęp do czystej wody, było leczone w przypadku chorób i przestrzegano terminów jego szczepień.
Wolontariuszce zarzucał, że działała przeciwko niemu z pobudek osobistych; miało chodzić o jakieś rodzinne zaszłości.
37-latek występował w przeszłości w telewizyjnym paradokumentalnym serialu "Rolnicy. Podlasie". Serial pokazuje pracę i życie mieszkańców wsi w województwie podlaskim. W mowie końcowej powtórzył argumenty z pisemnej apelacji. Mówił też, że pies nie był jego, należał do jego rodziców (przywoływał dokumentację dotyczącą szczepień), a cała sprawa to "nagonka na niego przez media, żeby go oczernić". Zapewniał, że pies był w dobrej kondycji.
Prokuratura chce utrzymania wyroku, uważa że sąd rejonowy właściwie ocenił zebrane dowody i wskazał, dlaczego część z nich uznał za niewiarygodne. Prokurator Anna Wasilczuk z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku zwracała też uwagę, że przy przestępstwie znęcania się nad zwierzęciem nie ma znaczenia, czy osoba, której stawiane są zarzuty, jest jego właścicielem.
"Równie dobrze pies może być uderzony przez sąsiada. Tu pan oskarżony prowadził gospodarstwo rolne, opiekował się całym dobrostanem zwierzęcym i nie budzi wątpliwości, że ten pies był w fatalnym stanie (...), ten stan musiał permanentnie trwać przynajmniej przez kilka miesięcy" - dodała prokurator.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ mark/