Proces dwóch kobiet oskarżonych o znęcanie się nad psami w prowadzonych hodowlach
Z ustaleń śledztwa wynika, że w jednej ze wsi w gminie Zabłudów zwierzęta były trzymane w złych warunkach, nie były też właściwie karmione.
Oskarżone to matka i córka, są w wieku 42 i 21 lat; obie nie przyznają się do winy. Zarzuty postawione tym kobietom obejmują czas od marca do października 2019 roku i dotyczą prowadzenia hodowli psów we wsi Folwarki Małe. Prokuratura oskarżyła dwie kobiety, że działając wspólnie i w porozumieniu, znęcały się nad psami, co miało polegać na utrzymywaniu zwierząt w niewłaściwych warunkach bytowania.
Wszystkie zwierzęta, chodziło głównie o psy rasy bulterier i staffordshire bulterier, trzymane były w wiejskim domku o powierzchni ok. 30 m kw.
W opisie zarzutów jest mowa o zanieczyszczonych psimi odchodami pomieszczeniach, gdzie było duże stężenie amoniaku w powietrzu i gdzie znajdowały się też niebezpieczne dla zwierząt przedmioty, przetrzymywaniu tych psów w dużym zagęszczeniu i hałasie; część bytowała w małych i brudnych tzw. transporterach, czyli kontenerach służących wyłączenie do transportu zwierząt "a zatem uniemożliwiającym im naturalne zachowania i przyjmowanie naturalnej pozycji". Mowa jest też m.in. o braku dostępu do odpowiedniego pokarmu i do wody "przez okres wykraczający poza minimalne potrzeby".
Według ustawy o ochronie zwierząt, grozi za to do trzech lat więzienia. W razie skazania, sąd orzeka również nawiązkę na wskazany cel związany z ochroną zwierząt; może też orzec zakaz posiadania zwierząt. Oskarżycielem posiłkowym jest w tym procesie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami (TOZ).
W środę Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał biegłe (jedną w formie wideokonferencji), które w postępowaniu przygotowawczym - jedna w czerwcu 2020, druga we wrześniu 2022 roku - przygotowały opinie dotyczące stanu fizycznego i psychicznego psów z tych hodowlach.
"Warunki w hodowli, polegające na wielogodzinnym utrzymywaniu zwierząt w klatkach, transporterach, bez możliwości realizacji istotnych potrzeb fizycznych i psychicznych należy uznać za stosowanie okrutnych metod hodowli" - napisała w swojej opinii pierwsza z nich. W jej ocenie, doszło do znęcania się, psy chorowały, odczuwały ból oraz cierpienie fizyczne i psychiczne, a w momencie odebrania psów właścicielkom hodowli, było bezpośrednie zagrożenie zdrowia (również psychicznego) i życia tych zwierząt.
Biegła podkreślała, że przebywanie przez psy, dowolnej rasy, przez większą część dnia w klatkach lub transporterach to niewłaściwe warunki bytowania; mówiła - odnosząc się do dowodów zebranych w sprawie - że nie ma mowy, by psy w tych hodowlach były w klatkach czy transporterach "tylko czasowo, na okres karmienia czy w nocy".
Tłumaczyła, że pies źle znosi psychicznie i fizycznie długi pobyt w takim zamknięciu, zwłaszcza w sytuacji, gdy nad nim jest kolejny pies (mówiła o ustawieniu klatek jedna na drugiej), potrzebuje legowiska z możliwością poruszania się, dostępu do wody i nie załatwia swoich potrzeb fizjologicznych w miejscu spoczynku. Podkreślała, że klatka nie jest właściwym miejscem dla psa, a jeśli już musi być w niej czasowo zamykany, to jedynie na czas "dopóki nie manifestuje dyskomfortu".
Druga z biegłych mówiła, że doszło do zadawania bólu i cierpienia psom z tych hodowli. Mówiła o zaobserwowanym ich zachowaniu, nazywanym stanem wyuczonej bezradności; tłumaczyła, że decydują o tym takie czynniki, jak środowisko, nad którym zwierzę nie ma kontroli i nie ma ucieczki przed bodźcami, które na nie działają oraz fakt, że te bodźce są nieprzewidywalne.
Kolejna rozprawa została wyznaczona na listopad. Jak podawał wcześniej TOZ, psy z tych hodowli przebywają w tzw. domach tymczasowych; zostały właścicielkom hodowli odebrane decyzją burmistrza Zabłudowa.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ mark/