Proces apelacyjny kierowcy za śmiertelny wypadek na przejściu
Oprócz kary półtora roku więzienia, sąd pierwszej instancji orzekł też pięcioletni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów. Zasądził również od skazanego kierowcy – na rzecz męża zmarłej kobiety – 25 tys. zł w formie nawiązki.
Obrona w apelacji wnioskuje o rok więzienia w zawieszeniu i skrócenie zakazu prowadzenia pojazdów do trzech lat. Prokuratura i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych chcą oddalenia tej apelacji. Wyrok ma być ogłoszony jeszcze w czwartek.
Prokuratura oskarżyła 51-latka o to, że 23 listopada 2023 r. nieumyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu i nieumyślnie spowodował wypadek. W ocenie śledczych, zbliżając się do oznakowanego przejścia dla pieszych, nie zachował on szczególnej ostrożności, nie dostosował prędkości jazdy do warunków na drodze i potrącił pieszą. Kobieta zmarła wskutek poważnych, wielonarządowych obrażeń.
Oskarżony przyznał się do spowodowania tego wypadku, ale twierdzi, że piesza nagle weszła na jezdnię i zobaczył ją za późno. Twierdzi też, że nie jechał szybko (w jego ocenie ok. 50 km/h), warunki były bardzo trudne, bo padał i marzł deszcz, i nie zdołał wyhamować przed przejściem. "Naprawdę nie jechałem szybko, bo się starałem zawsze bezpiecznie ludzi wozić. Było ślisko +jak nie wiadomo co+" - zapewniał w czwartek przed sądem.
Jego obrońca Tomasz Kuczyński mówił w mowie końcowej, że to, co się wydarzyło, można zaliczyć do nieszczęśliwych wypadków i "splotu okoliczności, które doprowadziły do tragedii". Przekonywał, że już sam proces mocno wpłynął na oskarżonego, a więzienie bez zawieszenia nie pozwoli mu uregulować zobowiązań wobec rodziny ofiary wypadku. Mówił, że jego klient wykazał skruchę, poczuwa się do do odpowiedzialności, pracuje i opiekuje się chorą matką.
Pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych zwracali uwagę, że sąd rejonowy skazał kierowcę za umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu drogowym. "Gdyby oskarżony jechał z dopuszczalną prędkością do 50 km/h, do wypadku w ogóle by nie doszło. Nie ma tu znaczenia, czy jechałby 55, 57 i ok. 80 km/h. Gdyby jechał z dozwoloną prędkością, do wypadku w ogóle by nie doszło" - podkreślała mec. Ewelina Blecharczyk, reprezentująca męża zmarłej.(PAP)
rof/ mark/
