Nie dożywocie za zabójstwo, a 10 lat więzienia za uprowadzenie i tortury porwanego w 1999 r.
Sąd odwoławczy uznał, że nie ma dowodów, by to oskarżony, 70-letni obecnie Jacek W., był współsprawcą zabójstwa sprzed 25 lat. W tym zakresie zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Olsztynie i skazał oskarżonego za przestępstwa poprzedzające zabójstwo, czyli uprowadzenie, przetrzymywanie i torturowanie porwanego. Wyrok jest prawomocny.
Był to kolejny proces Jacka W., już raz był skazany na dożywocie, ale wyrok ten uchylił Sąd Najwyższy.
Prokuratura zarzucała oskarżonemu, że w 1999 r. wspólnie z innymi, ustalonymi osobami, wziął udział w porwaniu mieszkańca Suwałk powiązanego z tamtejszym światem przestępczym, którego przetrzymywano w klatce i torturowano, żeby zmusić go do przyznania się do udziału w zamachu bombowym, a następnie dokonał zabójstwa porwanego (miał użyć broni).
W pierwszym procesie kilkanaście lat temu Jacek W. został prawomocnie skazany na dożywocie. W opisie zbrodni przyjęto wówczas, że - by nie można było odnaleźć śladów - zwłoki zamordowanego zostały rozczłonkowane i ukryte w różnych miejscach, m.in. w jeziorze Pluszne niedaleko Olsztynka (tam znaleziono głowę, jak przypuszczano w oparciu o przeprowadzone wówczas badania - porwanego suwalczanina).
Jednak w 2013 roku - w śledztwie dotyczącym przestępstw samochodowych - do zbrodni, przypisanej Jackowi W., przyznał się inny mężczyzna, przedstawił sposób jej dokonania i wskazał miejsce, gdzie znaleziono szkielet - jak się okazało - rzeczywiście ofiary tego zabójstwa, dokonanego jednak nie przez strzały w głowę, a poprzez uduszenie stalową linką.
Dlatego SN wznowił to postępowanie i uchylił karę dożywocia wobec Jacka W.; w marcu 2015 r. przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Olsztynie.
Tam, po kilku latach, zapadł wyrok 10 lat więzienia za udział w porwaniu, uwięzieniu i torturowaniu późniejszej ofiary, ale oskarżony uniewinniony został od zarzutu zabójstwa. Rozpoznając apelacje obu stron Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok ten jednak uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania sądowi w Olsztynie. Nakazał ponowną ocenę materiału dowodowego, w tym zeznań niektórych świadków.
W kolejnym procesie zapadł nieprawomocny wyrok dożywocia, znowu za porwanie i zabójstwo. Sąd przyjął, że porwany był bity i torturowany, by przyznał się do udziału w zamachu, a ofiara została przywiązana do drzewa i uduszona linką.
Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że wyjaśnienia mężczyzny, który wskazał miejsce ukrycia zwłok i przyznał się też do zbrodni tłumacząc to wyrzutami sumienia, są nieracjonalne i nielogiczne. Mężczyzna ten nie stanął przed sądem, okazało się, że jest niepoczytalny, postępowanie karne wobec niego zostało umorzone, a on sam trafił na leczenie w zakładzie zamkniętym.
Od tego wyroku Sąd Apelacyjny w Białymstoku rozpoznawał apelację obrońców Jacka W.
Zmienił wyrok, uznając go za winnego tego, że w kwietniu-maju 1999 roku, działając wspólnie z innymi osobami, pozbawił wolności mieszkańca Suwałk - uprowadził go z miejsca pracy i przetrzymywał - potem wywiózł do jednej ze wsi nad jeziorem Pluszne, gdzie ów mężczyzna był trzymany w metalowej klatce i torturowany, by przyznał się do udziału w zamachu bombowym w mieście (co zrobił, pisząc stosowne oświadczenie).
Sąd odwoławczy uznał, że o ile są niezbite dowody do udziału oskarżonego w takim szeregu przestępstw, to już nie można udowodnić, by wziął udział w zabójstwie uprowadzonego. Sąd przyjął za wiarygodne zeznania głównego świadka, który przyznał się do tej zbrodni i zapewniał, że dokonał jej sam, bez pomocy i namawiania ze strony oskarżonego.
W ustnych motywach wyroku przewodniczący składu sędziowskiego Jerzy Szczurewski przyznał, że w swojej karierze zawodowej nie miał tak trudnej do oceny i złożonej sprawy. "Zapoznawanie się z aktami było jak czytanie dobrego kryminału i z pewnością materiał dowodowy w tej sprawie byłby dobrą podstawą do scenariusza dobrego filmu akcji" - mówił sędzia.
Długo wyjaśniał, czym kierował się sąd uznając, że oskarżonego nie można skazać za zabójstwo. Przypominał chronologię zdarzeń - od wyłowienia z jeziora Pluszne głowy, poprzez zarzuty, pojawienie się zeznań świadka, który przyznał się do zbrodni, odnalezienie zwłok drugiej osoby i kolejne procesy sądowe.
Sędzia Szczurewski podkreślał, że zeznania mężczyzny, który przyznał się do zbrodni, były jedynym bezpośrednim, osobowym źródłem dowodowym w tej sprawie. "I praktycznie w oparciu o ten dowód zapadło orzeczenie" - mówił.
Sąd odwoławczy uznał te zeznania za wiarygodne. A świadek zeznał, że o ile to oskarżony brał czynny udział w uprowadzeniu, przetrzymywaniu i torturach, to już zabójstwa nie dokonał, ani go nie zlecał. Miała to być samodzielna inicjatywa tego świadka.
Dostał on polecenie wypuszczenia uprowadzonego, a - gdy ten, wywożony ze wsi groził, że się zemści i zabije wszystkich, którzy wzięli udział w jego porwaniu - zdecydował się go zabić, zwłoki zakopując w lesie.
Sąd apelacyjny uznał te zeznania, poparte też innymi dowodami za "druzgocące" dla Jacka W., jeśli chodzi o uprowadzenie, przetrzymywanie i torturowanie suwalczanina. "Wina w popełnieniu przez oskarżonego tego czynu nie budzi najmniejszych wątpliwości" - uzasadniał sędzia.
Jednocześnie sąd odwoławczy uznał, że w przypadku zabójstwa można mówić jedynie o domysłach i przypuszczeniach, jeśli chodzi o udział Jacka W. "Poszlaki te się po prostu nie spięły" - mówił obrazowo sędzia Szczurewski.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ jann/