Proces nieprawomocnie skazanego na dożywocie za porwanie i zabójstwo z 1999 roku ponownie przełożony
Z powodu choroby obrońcy procesu nie udało się rozpocząć na początku grudnia. Nowy termin rozpoznania sprawy nie jest na razie znany.
Oskarżonemu w tej sprawie Jackowi W. prokuratura zarzuca, że w 1999 r., wspólnie z innymi osobami, wziął udział w porwaniu mieszkańca Suwałk powiązanego z tamtejszym światem przestępczym, którego następnie przetrzymywano w klatce i torturowano, żeby zmusić go do przyznania się do udziału w zamachu bombowym, a następnie dokonał zabójstwa porwanego, przywiązując do drzewa i dusząc linką.
W pierwszym procesie kilkanaście lat temu Jacek W. został prawomocnie skazany na dożywocie. Przyjęto też wówczas, że - by nie można było odnaleźć śladów zbrodni - zwłoki zamordowanego zostały rozczłonkowane i ukryte w różnych miejscach, m.in. w jeziorze Pluszne niedaleko Olsztynka.
Jednak na początku 2014 roku w innym miejscu znaleziono szkielet - jak się okazało - ofiary tego zabójstwa, co nie zgadzało się z wersją o rozczłonkowaniu ciała. Dlatego Sąd Najwyższy wznowił to postępowanie i uchylił karę dożywocia; w marcu 2015 r. przekazał sprawę do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Olsztynie.
Tam po kilku latach zapadł wobec Jacka W. wyrok 10 lat więzienia za udział w porwaniu, uwięzieniu i torturowaniu późniejszej ofiary, ale uniewinniony został od zarzutu zabójstwa. Rozpoznając apelacje obu stron Sąd Apelacyjny w Białymstoku wyrok ten jednak uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania sądowi w Olsztynie. Nakazał ponowną ocenę materiału dowodowego, w tym zeznań niektórych świadków.
Przed rokiem zapadł w kolejnym procesie nieprawomocny wyrok dożywocia, znowu za porwanie i zabójstwo. Sąd Okręgowy w Olsztynie uznał, że wyjaśnienia mężczyzny, który wskazał miejsce ukrycia zwłok i przyznał się też do zbrodni tłumacząc to wyrzutami sumienia, są nieracjonalne i nielogiczne.
Mężczyzna ten nie stanął przed sądem, okazało się, że jest niepoczytalny, postępowanie karne wobec niego zostało umorzone, a on sam trafił na leczenie w zakładzie zamkniętym.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ apiech/