Prawomocne uniewinnienie ws. tragicznego wypadku przy pracy przy wycinaniu gałęzi
Proces dotyczył wypadku, do którego doszło w sierpniu 2018 roku na Rynku Kościuszki w centrum Białegostoku. Z kosza podnośnika, który się nagle przechylił - w czasie prac na wysokości ok. 6-7 metrów przy przycinaniu gałęzi drzew - wypadły dwie osoby. Okazało się, że pękło stalowe ramię tego podnośnika; jeden mężczyzna zginął, drugi był ciężko ranny, obecnie jest niepełnosprawny, wymaga stałej opieki żony.
Prokuratura uznała, że to właśnie ciężko ranny pracownik był odpowiedzialny za bezpieczeństwo i higienę pracy w firmie, nie dopełnił tego obowiązku, wskutek czego doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Chodzi o to, że mężczyźni pracowali na dużej wysokości bez zabezpieczenia. W ocenie śledczych, gdyby zachowane zostały wszystkie - wymagane prawem przy tego typu pracach - normy i zasady, do wypadku by nie doszło.
Nie tylko obrońcy, ale też pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej (żony zmarłego) chcieli przed sądem rejonowym uniewinnienia. Zwracali uwagę, że przyczyną wypadku - jak ustalili biegli z Urzędu Dozoru Technicznego (UDT) - było urwanie się kosza, bo z powodu tzw. zmęczenia materiału, doszło do pęknięcia stalowego ramienia podnośnika. Zwracali też uwagę, że obaj pracownicy wypadli z kosza, bo nie byli do niego przypięci, ale urządzenie zostało przez dozór techniczny dopuszczone do użytku bez stosownej klamry, do której można byłoby się wpiąć.
Sąd rejonowy oskarżonego nieprawomocnie uniewinnił. Analizował, kto - w świetle prawa - był osobą odpowiedzialną za bezpieczeństwo i higienę pracy przy tej wycince. Oskarżony formalnie nie był pracownikiem firmy, która wykonywała zlecenie (właścicielką była jego żona). Sąd - w oparciu o orzecznictwo - ocenił, że by można było komuś powierzyć obowiązki z zakresu BHP, musi tę osobę wiązać z pracodawcą stosunek pracy, a tu takiego nie było. Przypominał też, że dzień przed tym wypadkiem na tym podnośniku - bez przeszkód ani zastrzeżeń dotyczących braku uchwytu do wpięcia szelek - odbywał się egzamin pracowników firmy w obecności egzaminatora z UDT.
Składając apelację prokuratura stała jednak na stanowisku, że ta ocena dowodów była "powierzchowna i mało wnikliwa", a wnioski - sprzeczne z doświadczeniem życiowym i zasadami logicznego myślenia. Śledczy przekonywali, że to oskarżony był osobą faktycznie kierującą firmą, odpowiedzialną za realizację zleceń i to na nim ciążył obowiązek zorganizowania pracy z zachowaniem zasad BHP.
Dlatego prokuratura chciała uchylenia uniewinnienia i zwrotu sprawy do pierwszej instancji.
Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał tę skargę za bezzasadną i uniewinnienie oskarżonego utrzymał w mocy. Ocenił - podobnie jak sąd pierwszej instancji - że nie można tego mężczyzny uznać ani za pracodawcę odpowiedzialnego za BHP w tej firmie, ani za inną osobę, której na podstawie umowy powierzono takie obowiązki.
Sędzia Marzanna Chojnowska podkreślała w ustnym uzasadnieniu wyroku, że nie ma dowodów wskazujących, iż istnieje jakikolwiek dokument, który świadczyłby o powierzeniu oskarżonemu takich obowiązków. Sąd zwracał też uwagę, że nie ma mowy o oparciu tej odpowiedzialności na przepisach Kodeksu pracy, bo te dotyczą pracowników, a oskarżony - co kilkukrotnie podkreślał sąd - nie był formalnie pracownikiem w firmie żony.
"Nigdzie nie występuje jako pracownik tej firmy. Nie ustalono również jednoznacznie, co wynika z protokołu kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, kto w dniu wypadku był osobą kierującą pracownikami w trakcie wykonywania robót na wysokości" - mówiła sędzia Chojnowska. Przypominała przy tym - odwołując się do opinii biegłych - że przyczyn wypadku było kilka, i były to przyczyny zarówno techniczne, jak i organizacyjne.
Sędzia podkreślała, że wypadek był tragedią, która dotknęła mocno zarówno bliskich zmarłego pracownika, ale też oskarżonego i jego rodzinę. Zwracała jednak uwagę, że sąd karny ma obowiązek kierować się przepisami prawa oraz zarzutami z aktu oskarżenia i ustalić - w sposób nie budzący wątpliwości - że to oskarżony popełnił dane przestępstwo. "Ten materiał dowodowy (...) takich podstaw nie dawał" - mówiła sędzia Chojnowska. Przekazała też wyrazy współczucia żonie zmarłego, która miała w sprawie status oskarżycielki posiłkowej.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ apiech/