Podlaskie/ Proces 71-latka oskarżonego o zabójstwo znajomego - śledczy chcą 15 lat więzienia
Według biegłych psychologów i psychiatrów, którzy w środę, przed zamknięciem przez Sąd Okręgowy w Białymstoku przewodu sądowego przedstawili opinię uzupełniającą, sprawca miał ograniczoną poczytalność. W ich ocenie, powinien być leczony, w tym w formie odwyku z nałogu alkoholowego.
Do zbrodni doszło 30 kwietnia 2022 roku w jednej ze wsi w podlaskiej gminie Milejczyce. Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że - działając w zamiarze ewentualnym zabójstwa - pchnął znajomego nożem w twarz, zadał też wiele uderzeń drewnianą sztachetą po całym ciele i odjechał, zostawiając nieprzytomnego bez pomocy. Do zgonu doszło wskutek zachłyśnięcia się krwią.
71-letni emeryt, który dorabiał sobie pomocą w gospodarstwie zmarłego, na początku procesu przyznał się, choć w jego wersji wszystko wyglądało inaczej. Twierdzi on, że to znajomy pierwszy go zaatakował za to, że odmówił wyjazdu po alkohol do sąsiedniej, oddalonej o 2 km wsi. Twierdzi, że mu odmówił, bo szykował się na doroczny festyn i koncert.
"Pokłóciliśmy się i wtedy go uderzyłem" - mówił na początku procesu przed sądem. Niejako w reakcji obronnej miał mu wtedy zadać dwa uderzenia drewnianą sztachetą; twierdzi, że co prawda miał w ręce nóż kuchenny, ale odrzucił go na ziemię i nie zadał nim żadnych ciosów. Oskarżony twierdził też, że gdy znajomy upadł i się nie podnosił, on wsiadł wtedy na rower i pojechał do rodziny, by od niej zadzwonić po pogotowie. Gdy wrócił, na miejscu była już policja i karetka, wtedy też został zatrzymany, potem tymczasowo aresztowany.
Według biegłego z zakresu medycyny sądowej, uderzeń sztachetą musiało być co najmniej pięć, ale gdyby pomoc została udzielona szybko, np. gdyby pobity - który najpierw dał radę chodzić, ale ostatecznie upadł i nieprzytomny leżał na wznak - został ułożony na boku, w pozycji uniemożliwiającej zachłyśnięcie się krwią, nie doszłoby do zgonu.
Zanim strony wygłosiły w środę mowy końcowe, biegli przedstawili na rozprawie uzupełniającą opinię sądowo-psychiatryczną. Uznali, że oskarżony miał ograniczoną - w stopniu znacznym - zdolność kierowania swoim postępowaniem.
Biegli mówili, że oskarżony "reaguje szybko, bez zastanowienia i właściwej refleksji, w sytuacji opisanej w zarzucie poczuł się sprowokowany i zareagował w sobie właściwy sposób, nie był w stanie skontrolować i zatrzymać tych emocji". Ocenili, że wymaga on leczenia psychiatrycznego i terapii odwykowej (w związku z uzależnieniem od alkoholu); taka terapia mogłaby odbywać się w więzieniu, nie musi to być terapia zamknięta.
Sąd zapowiedział możliwość zmiany kwalifikacji prawnej czynu w sposób uwzględniający kwestię poczytalności sprawcy. W takiej sytuacji może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary.
Prokuratura nie kwestionuje opinii biegłych, wnioskuje o karę 15 lat więzienia i o orzeczenie terapii uzależnień. Adam Białas z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku mówił w mowie końcowej, że atak był brutalny, nagły i trwał aż do momentu, aż znajomy przestał dawać oznaki życia. O motywie prokurator mówił, że "obiektywnie wydaje się błahy, a nawet banalny". Mówiąc o karze, wskazywał w pierwszej kolejności na jej cele zapobiegawcze.
Pełnomocnicy syna i siostry zmarłego, czyli oskarżycieli posiłkowych - chcą kary surowszej 25 lat więzienia; w ich ocenie sprawca działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa i była to "bestialska zbrodnia bez jakichkolwiek racjonalnych pobudek". Wnioskują też łącznie o 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Syn ofiary mówił, że nie może "pozbierać się". "To, co się stało, jest nie do pomyślenia. Zostałem półsierotą, moje dzieci nigdy nie zobaczą dziadka" - powiedział domagając się kary "minimum 25 lat" więzienia.
Obrona chce uniewinnienia od zarzutu zabójstwa, bo w jej ocenie oskarżony działał w warunkach obrony koniecznej, chciał odeprzeć bezprawny atak na siebie i bronił się tym, co miał pod ręką. Ewentualnie obrona wnioskuje o nadzwyczajne złagodzenie kary w związku z opinią biegłych o ograniczonej poczytalności sprawcy.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ jann/
