Koniec ponownego procesu związanego z unijnymi przetargami samorządu województwa
Obrońcy chcą uniewinnienia ich klientów; wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie.
Większość zarzutów dotyczy niepełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień, ale są też dotyczące paserstwa telefonów, które urząd marszałkowski zakupił w ramach dwóch przetargów. Chodziło o to, że - jak ustaliła prokuratura - zamiast do inwestorów, część tych telefonów trafiło w ręce urzędników, ich znajomych i rodzin, a nawet do komisu.
To ponowny proces po częściowym uchyleniu wyroków uniewinniających. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów.
Przetargi z lat 2011-2013, którymi zainteresowało się CBA, a potem prokuratura, kierując w 2016 r. do sądu akt oskarżenia, dotyczyły współfinansowanego z funduszy unijnych projektu tworzenia i rozwoju sieci centrów obsługi inwestora, który realizował Departament Polityki Regionalnej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego.
Zarzuty w tej sprawie dotyczą przygotowania przetargu (opracowania opisu przedmiotu zamówienia, w ocenie śledczych – z naruszeniem przepisów), zasadności zakupu urządzeń elektronicznych i wyrządzenia w ten sposób szkody materialnej. Chodziło przede wszystkim o telefony komórkowe, ale też nawigacje samochodowe i czytniki e-booków. Miały być na nie wgrane materiały promujące województwo podlaskie i – z taką zawartością – dystrybuowane przyszłym inwestorom.
Przy rozliczeniu projektu, zakupy te zostały jednak uznane przez tzw. instytucję pośredniczącą w przekazywaniu unijnych pieniędzy, jako niekwalifikujące się do takiego finansowania. Urząd marszałkowski musiał oddać wraz z odsetkami ponad 480 tys. zł. Zrobił to pod koniec 2014 r. Prokuratura podnosi też, że część kupionych w przetargu telefonów została rozdysponowana niezgodnie z przeznaczeniem i celami projektu, bo trafiły one m.in. do członków rodzin dwóch urzędników. Tu zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego.
Po trwającym kilka lat procesie, w czerwcu 2020 r. zapadły nieprawomocne wyroki uniewinniające. Jesienią 2021 r. sąd odwoławczy w części je jednak uchylił i w tym zakresie przekazał sprawę do ponownego rozpoznania w pierwszej instancji. Utrzymał w mocy uniewinnienie od zarzutów dotyczących tzw. kwalifikowalności poszczególnych wydatków. W tym zakresie wyrok jest prawomocny.
Oskarżeni to przede wszystkim obecni lub byli pracownicy urzędu marszałkowskiego. Oskarżony jest też przedsiębiorca, który - w ocenie prokuratury - porozumiał się z dwoma urzędnikami i przetarg wygrał, choć przedstawił ofertę droższą niż oferta konkurencji, a – w ocenie śledczych – obie spełniały warunki zamówień.
Powtórny proces trwał od grudnia 2022 roku, we wtorek strony wygłosiły mowy końcowe.
Prokuratura chce dla wszystkich oskarżonych kar więzienia od pół roku do roku i ośmiu miesięcy więzienia w zawieszeniu oraz grzywny w kwocie od 1,5 tys. zł do 15 tys. zł; część z tych osób miałaby też naprawić szkodę, czyli zwrócić równowartość przywłaszczonych telefonów.
Jak mówiła w mowie końcowej prok. Joanna Dąbrowska z Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, linia obrony oskarżonych była taka, że "nikt o niczym nie wiedział". Przywoływała m.in. ustalenia z kontroli CBA. W jej ocenie np. użycie w opisie przedmiotu zamówienia określenia "lub równoważne" było tak naprawdę fikcją, bo - jak zaznaczyła - specyfikacja została tak przygotowana, że parametry spełniał tylko i wyłącznie jeden model telefonu konkretnego producenta.
Mówiła też, że przywłaszczone telefony - według sporządzonych protokołów dystrybucji - miały trafić do potencjalnych inwestorów m.in. na targach w Cannes czy Monachium, a żadna z osób, która je rzeczywiście miała, nie potrafiła kontrolerom CBA sensownie wytłumaczyć ich pochodzenia, żadna z nich nie miała też dowodu zakupu.
Obrońcy chcą uniewinnienia. Mec. Joanna Kamieńska - obrońca ówczesnego dyrektora Departamentu Polityki Regionalnej Urzędu Marszałkowskiego - podkreśliła, że prokuratura nie wykazała, jaki miał być zamiar działania jej klienta.
"Nie wiem czemu oskarżenie uważa, że w świadomości normalnego, 40-paroletniego człowieka, ojca rodziny, dyrektora departamentu +zakiełkowało+ coś takiego: ustawmy sobie przetarg, niech sobie ktoś weźmie te telefony, a ja zadziałam na szkodę interesu publicznego" - mówiła mec. Kamieńska.
"Jeśli sąd dojdzie do wniosku, że można popełnić przestępstwo w taki sposób, jaki opisany został w akcie oskarżenia, tzn. że w tym kraju można do odpowiedzialności karnej pociągnąć praktycznie rzecz biorąc sto procent urzędników, z których każdy co najmniej raz spotkał się z sytuacją, w której wydawana przez niego decyzja (...) została uchylona z powodu naruszenia prawa" - dodał mec. Mariusz Truszkowski.
Mówił też, iż w sprawie nie ma dowodów, by jego klienci przywłaszczyli sobie telefony z tych przetargów. "To nie na oskarżonym ciążył obowiązek udowodnienia swojej niewinności, tylko na oskarżeniu (udowodnienie) winy" - dodał Truszkowski. Kolejny z obrońców mec. Jan Oksentowicz określił mianem "absurdalnego" założenie, że przetargi z góry zostały przygotowane w taki sposób, by doszło do przestępstwa. "Ten projekt przeszedł przez mnóstwo rąk, czy każda z tych osób miała złe intencje, czy miała świadomość, że będzie popełnione przestępstwo?" - pytał adwokat.
Obrońcy zwracali też uwagę, że sprawa toczy się od dziewięciu lat i ich klienci są wciąż oskarżonymi, niektórzy ponieśli odpowiedzialność dyscyplinarną, bo zostali zwolnieni z pracy w urzędzie marszałkowskim.(PAP)
rof/ agz/