Białystok/ Proces o zabójstwo; atak z użyciem noża miał być odwetem za napaść na kobietę
Do zbrodni doszło pod koniec listopada ubiegłego roku w jednym z domów na białostockim osiedlu Jaroszówka. Dokładnie nie wiadomo, kto kilka dni później powiadomił policję - nie byli to ani oskarżeni, ani brat zmarłego - oskarżyciel posiłkowy w sprawie.
Ciało znaleziono w podpiwniczeniu budynku; wcześniej między sprawcą i ofiarą doszło do awantury i bójki. Według aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, 43-latek działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa, zadał znajomemu dwa ciosy nożem, które doprowadziły do zgonu.
Obaj mężczyźni byli w przeszłości wielokrotnie karani; oskarżony działał w warunkach recydywy.
Współoskarżona w tej sprawie 31-latka (konkubina oskarżonego) odpowiada za to, że ciężko rannemu nie udzieliła pomocy oraz, że o zabójstwie nie powiadomiła organów ścigania. Z ustaleń śledztwa wynika, że dzień po awanturze zakończonej atakiem z użyciem noża, zawiadomiła o śmierci napadniętego jego brata. Ten poszedł z kobietą do domu, gdzie doszło do zbrodni, ale ostatecznie - nie wierząc, że do niej doszło - nie wszedł do środka i nie zawiadomił też policji.
Oskarżony w śledztwie przyznał się do zabójstwa; w środę przed Sądem Okręgowym w Białymstoku jedynie do pobicia, ale podtrzymał wcześniejsze wyjaśnienia. W postępowaniu przygotowawczym mówił, że zmarły był jego dobrym kolegą, znali się od 30 lat i "obaj mieli bogatą przeszłość kryminalną". 24 listopada ub. roku ów znajomy przyszedł do domu, który oskarżony wynajmował z konkubiną; zaproponował wspólne spożywanie przyniesionego alkoholu.
43-latek wyjaśniał w śledztwie, że gdy skończyła się wódka i piwo, podjął decyzję, że jeszcze alkohol dokupi. Gdy wrócił po kwadransie, zastał zamknięte drzwi i usłyszał wołanie konkubiny o ratunek.
Według jego opisu, przez okno kuchenne zobaczył znajomego z nożem w ręku. "Zacząłem krzyczeć, co ty odp..., otwieraj okno albo drzwi. Powiedział, że k... nauczy i otworzył okno kuchenne" - wyjaśniał. Tamtędy miał dostać się do środka. Znajomy był agresywny, wciąż miał nóż w ręce; głos konkubiny dobiegał z piwnicy.
Ostatecznie oskarżony wziął inny nóż z kuchni, doszło do bójki, po której późniejsza ofiara uciekła do łazienki. Wtedy 43-latek uwolnił konkubinę; ta mówiła, że została zaatakowana, a napastnik zwyzywał ją, mówił też "że ją nauczy", pobił i siłą wepchnął do piwnicy, zamykając właz. Wtedy oskarżony - słysząc ten opis i widząc ślady pobicia, miał "dostać szału", wyłamać drzwi do łazienki i tam ponowić atak, po czym otworzył właz do piwnicy i wepchnął tam znajomego. "On cały czas krzyczał, wyzywał nas i groził (...). Byłem przekonany, że do rana wylezie stamtąd" - mówił.
Konkubenci wyszli z domu, a on wrócił tam następnego dnia. Wtedy okazało się, że ofiara nie żyje; ciało leżało w piwnicy. 43-latek zapewniał, że nie chciał zabić, a jedynie pobić znajomego. Potem dodał, że - używając noża - jedynie się bronił, twierdził też, że zadał jeden cios.
31-latka nie przyznała się do żadnego z zarzutów. Przed sądem nie chciała składać wyjaśnień, jedynie odpowiadała na pytania obrońcy.
W śledztwie również odmawiała wyjaśnień, dopiero podczas ostatniego przesłuchania przyznała się, że nie zawiadomiła policji. Mówiła też wówczas, że nie rozumiała powodu nagłej agresji wobec niej. "Uważam, że konkubent uratował mi życie, bo w jego koledze była taka agresja, że jestem pewna, że by mnie zabił" - powiedziała.
Sąd rozpoczął postępowanie dowodowe. Kolejny termin rozprawy za miesiąc.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ apiech/