70-latka straciła blisko 90 tys. zł; uwierzyła że inwestuje oszczędności
Jak podał w poniedziałek zespół prasowy podlaskiej policji, kobieta zainteresowała się internetową reklamą zachęcającą do inwestowania; wypełniła formularz zgłoszeniowy i następnego dnia skontaktowała się z nią osoba podająca się za doradcę inwestycyjnego, oferując pomoc.
Warunkiem była pierwsza wpłata w wysokości 1,2 tys. zł. 70-latka wpłaciła te pieniądze i w kolejnych tygodniach rzekomy doradca utrzymywał z nią kontakt; na jej koncie pojawiły się też informacje wskazujące na niewielki zysk. Podejrzeń kobieta nabrała i postanowiła wycofać pieniądze, gdy rozmówca poprosił o numer karty bankomatowej. Ten jednak przekonał ją, że musi zainstalować aplikację do zdalnej obsługi komputera, by on pomógł jej zakończyć otwarte operacje finansowe.
Po uzyskaniu w ten sposób dostępu do konta, wypłacili 12 tys. zł, a potem jeszcze 77 tys. zł.
Policja przypomina, by dokładnie sprawdzać, komu powierzamy oszczędności. "W wielu przypadkach pokrzywdzeni poświęcają czas na taką weryfikację, ale dopiero po utracie pieniędzy. Wtedy okazuje się, że kilkanaście minut sprawdzania uchroniłoby przed stratami" - podkreślają funkcjonariusze. Namawiają też, by decyzję o inwestowaniu konsultować z rodziną, znajomymi czy rzeczywiście z doradcami, ale z tymi ostatnimi nie przez telefon. Proszą też, by nie podawać nieznanym osobom informacji o swoich oszczędnościach i sposobie ich przechowywania.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ mark/