Dostałem 8 tys. zł za przewóz przez Polskę pięciu nielegalnych migrantów
Tak wynika z jego zeznań złożonych w śledztwie, odczytanych przez Sąd Okręgowy w Białymstoku. Rozpoczął się przed nim w czwartek proces 35-letniego obywatela Uzbekistanu, oskarżonego o spowodowanie w maju 2023 roku katastrofy drogowej auta z nielegalnymi migrantami. Został też oskarżony o przemyt ludzi przez granicę z Białorusią; o udział w tym przestępstwie oskarżeni są też dwaj inni Uzbecy.
Ponieważ cała trójka, która jest aresztowana, nie złożyła wniosków o ich doprowadzenie na rozprawę, a sąd nie uznał ich obecności za niezbędną, proces rozpoczął się bez ich udziału. W trakcie rozprawy obrońcy dwóch Uzbeków złożyli wnioski, by ich klienci byli jednak dowiezieni na kolejną rozprawę, aby mogli składać wnioski i wyjaśnienia.
Do wypadku doszło 5 maja k. miejscowości Soce (Podlaskie), na drodze wojewódzkiej nr 685 z Hajnówki do Zabłudowa. Auto zjechało z drogi i dachowało. Na miejscu zginął jeden z pasażerów; kierowca toyoty rav4 i dziewięć innych osób trafiło do szpitali; dzień po wypadku w szpitalu zmarła druga osoba, kolejny pasażer.
Pochodzący z Uzbekistanu (mieszkający w Polsce) 35-letni kierowca został oskarżony o nieumyślne doprowadzenie do katastrofy w ruchu lądowym oraz o pomocnictwo do nielegalnego przekroczenia granicy przez grupę dziesięciu Afgańczyków.
Według śledczych, uciekając przed pościgiem funkcjonariuszy SG, kierowca nie zachował szczególnej ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków na drodze, przewoził zbyt wiele osób i na zakręcie stracił panowanie nad autem, zjechał na lewą stronę drogi wpadając do przydrożnego rowu, uderzając w jego skarpę, po czym toyota dachowała; samochód koziołkował przez ponad 40 metrów i zatrzymał się na dachu.
Sąd odczytał w czwartek wyjaśnienia złożone przez oskarżonych (wówczas podejrzanych) w śledztwie. Wynika z nich, że wypożyczone zostały w Warszawie dwie toyoty rav4, które miały posłużyć do transportu nielegalnych migrantów. Był też kolejny samochód, jadące nim dwie osoby miały niejako pilotować tamte auta, sprawdzając czy trasa jest bezpieczna.
Jak wynika z odczytanych przez sąd wyjaśnień, główny oskarżony w śledztwie przyznał się. Mówił też wtedy, że cała sprawa zaczęła się od znajomości w środowisku Uzbeków przebywających w Polsce; miał zarobić 1 tys. dolarów za kurs, nie wiedział ile będzie to osób. Dostał dodatkowe pieniądze na wynajem samochodu i nocleg w Białymstoku. Pojechał we wskazane miejsce (na tzw. pinezkę), tam z lasu wybiegła grupa mężczyzn.
"Nie wiem ile osób wsiadło, ile do bagażnika, ile z tyłu (...). W telefonie wpisałem kierunek Warszawa centrum, jechałem zgodnie z nawigacją" - wyjaśniał. Jak twierdzi, przyspieszył, gdy zobaczył za sobą ciemne auto, które jechało na sygnałach świetlnych. Opisał, że ostatecznie został zatrzymany na drodze przez dwa nieoznakowane samochody. Wtedy wycofał i ruszył próbując uciec. Na łuku drogi stracił panowanie na samochodem.
Według informacji, które po tym wypadku podawała Straż Graniczna, toyotę z dużą liczbą pasażerów zauważył na drodze funkcjonariusz SG, który tamtędy przejeżdżał w czasie wolnym od służby. Podejrzewając, że to tzw. kurier z grupą nielegalnych migrantów zaczął śledzić auto. Zawiadomił też służby dyżurne, dołączyli do niego nieoznakowanym samochodem inni funkcjonariusze SG.
W śledztwie zatrzymani zostali też dwaj inni Uzbecy, również czasowo przebywający w Polsce. Jeden z nich również przyznał się. Wyjaśniał w śledztwie, że zrealizował kurs przez całą Polskę, za który dostał na konto 8 tys. zł. Zapewniał, że był to jego jedyny raz a zgodził się tylko dlatego, że miał w swoim kraju długi do spłacenia.
Jak opisał w wyjaśnieniach złożonych w śledztwie, zabrał z lasu pięć osób; trzy wsiadły na tylne siedzenie, dwie do bagażnika. "Nie wiem skąd byli ci mężczyźni. Ja byłem zszokowany i nawet bałem się z nimi rozmawiać. Przesłana mi stamtąd lokalizacja prowadziła na granicę Niemiec" - mówił wtedy. Bez problemów przejechał przez Polskę, dostał też dodatkowe pieniądze na paliwo. Grupę zostawił niedaleko polsko-niemieckiej granicy.
"Kiedy zabierałem tych ludzi w lesie to zrozumiałem, że to jest bezprawne. Nie zrezygnowałem z tego kursu, bo chciałem jak najszybciej zarobić i spłacić mój dług" - dodał.
Drugi twierdzi, że jedynie pojechał z Warszawy w rejon granicy z Białorusią na rozpoznanie, miał sprawdzić czy trasa jest bezpieczna; nie przyznał się do zarzutów udziału w przemycie ludzi.
Sąd rozpoczął postępowanie dowodowe od przesłuchań świadków.(PAP)
autor: Robert Fiłończuk
rof/ mark/